Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

zwiędły i podwinęły się w górę — nogi — słynne, wspaniałe nogi, ściągnęły się kurczowo w małe, biedne, wyschnięte nóżki i zawisły zrośnięte pod wielkim włochatym łbem, a ciało nieszczęsnego sługusa przenika zimny, ostry dreszcz — „o — ooo! hm!” mruknęła jeszcze wielka głowa, zimna — zimna, jakby była z metalu — i ucichło wszystko.
Gburiano przedzierzgnął się w wielką metalową rączkę od dzwonka w tych samych drzwiach, których tak niegrzecznie, tak grubiańsko pilnował. Człowiek o sercu zimnem jak żelazo — zamienił się w żelazną rączkę od dzwonka i dzwonił — dzwonił — dzwonił... zębami z zimna.
Wisiał przybity mocno, mocno do drzwi i marznął, marznął tak, że w czasie długich zimowych nocy sople lodu zwisały z jego żelaznego, potężnego nosa. A gdy przyszło lato i gorące, upalne dni — wielki wspaniały nos rozgrzewał się pod żarem słońca i piekł okropnie. Nie dość tego. Pierwszy lepszy listonosz, pierwszy lepszy chłopak, odnoszący do pałacu listy lub przesyłki, targał bez litości za wielką rączkę od dzwonka.
A gdy książę z księżną małżonką wracali do domu z przechadzki — książę zauważył zmianę, jaka zaszła w bramie. — „Patrz” — zwrócił się do swej żony — „założono nową rączkę do dzwonka. Ciekawa rzecz, ta głowa przypomina mi rysy naszego odźwiernego! Znowu go niema w bramie tego wiecznie podpitego włóczykija!” Innym razem zajęła się nową rączką od dzwonka posługaczka pałacowa. Przyszła i szorowała nos Gburiano piaskiem i popiołem długo, długo, póki nie zaczął pięknie się świecić i błyszczeć w promieniach słońca. A gdy miała przyjść na świat mała siostrzyczka Angeliki, obwiązano żelazną głowę starą ścierką mocno, bardzo mocno. Raz znowu