Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczynka klasnęła w rączki z uciechą i zawołała:
— „Ci pójdę? Pójdem! Pójdem! Taka ladna cięznićka! pewnie obiad dośtanę i siukienki! Pójdem!”
I znowu śmiali się wszyscy — a potem zabrano dziewczynkę do królewskiego pałacu. Gdy ją umyto, uczesano i ubrano w sukienki księżniczki, maleńka wyglądała zaraz inaczej; okazało się, że jest może nawet ładniejsza od Angeliki. Księżniczka była zdumiona. Nie mogło jej się pomieścić w głowie, nie umiała nigdy nawet pomyśleć, że mógłby się ktoś znaleźć na świecie, równie ładny, dobry i mądry, jak ona sama. Czcigodna Gburya-Furya, bojąc się, aby malutka służebna nie wzbiła się w dumę i nie zapomniała nigdy o tem, w jaki to sposób dostała się do fraucymeru księżniczki, schowała jej podarty płaszczyk i jedyny zniszczony trzewiczek do dużego szklanego pudła, a na pudle przylepiła kartkę z napisem:
„Ubranie małej znajdy Rózi, którego używała, zanim za nadzwyczajną łaską i dobrocią Jej Królewskiej Wysokości, księżniczki Angeliki, powołaną została do służby przy jej osobie”.
Czcigodna dama dopisała jeszcze na kartce datę całego zdarzenia i starannie pudło zamknęła.
Czas jakiś Rózia była ulubienicą księżniczki.
Śpiewała, tańczyła, deklamowała swoje wierszyki, aby tylko swoją nową panią zabawić. Jednakowoż niedługo potem podarowano księżniczce bardzo zabawną małpkę, potem znowu maleńkiego ślicznego pieska — wreszcie nową, wspaniałą lalkę — a wtedy księżniczka zapomniała o Rózi i nie troszczyła się wcale o to, co się z nią dzieje. Rózia, osamotniona, posmutniała bardzo i już nie śpiewała swoich za-