Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bulbo! — Przyjeżdża Bulbo! — wykrzyknęła radośnie księżniczka — najdroższy, najdzielniejszy, najcudowniejszy królewicz Bulbo! Mężny zdobywca państwa Rimbombamento, który w walnem starciu, własną ręką położył trupem dziesięć tysięcy olbrzymów!
— A tobie kto o tem opowiadał, moja duszko? — zapytał Jego Królewska Mość.
— Mój mały paluszek — odparła figlarnie Angelika.
— A o księciu Lulejce nie myślisz? — westchnęła królowa, zagryzając herbatę biszkopcikiem.
— Ach ten Lulejka! — zaśmiała się księżniczka i lekceważąco odrzuciła w tył głowę, zdobną w tysiące najmisterniej zakręcouych papilotów.
— Chciałbym, żeby tego Lulejkę raz już dja... zaczął król, ale królowa przerwała mu szybko:
— Chciałbyś zapewne, żeby jak najprędzej wyzdrowiał. Otóż najdroższy, lepiej mu już znacznie. Napomknęła mi o tem Rózia, służebna Angeliki, kiedy mi dziś zrana przyniosła do łóżka herbatę.
— Wiecznie tylko pijecie tę herbatę! — żachnął się niecierpliwie monarcha.
— Lepiej pić herbatę, niż piwo i likiery — powiedziała dobitnie Jej Królewska Mość.
— No, no, kochanko, ja przecież także pijam czasem herbatę — wyrzekł pojednawczo władca Paflagonji, usiłując pokryć uśmiechem niemiłe wrażenie, jakie na nim zrobiły słowa królowej. — Angeliko — przeszedł szybko na inny temat — sądzę z kilkometrowych rachunków twojej krawcowej, że nie zbywa ci na pięknych toaletach, w których się godnie zaprezentujesz naszemu gościowi. Musicie obie z matką pomyśleć o urządzeniu jak najwspanialszego przyjęcia. Pewnie zechcecie urządzić kilka rautów i balów.