Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

cem, więc nie dziw, że grube łzy trysnęły z jego oczu i w ciężkich kroplach opadły na jego sumiaste wąsy. — Biedny, biedny mój książę — mruczał do siebie — czemuż musiałem dożyć tej chwili! czemuż właśnie dłoń moja musi przeciąć pasmo twego młodego żywota! Ach!

— A niechże cię... z twojemi lamentami, mój kapitanie Zerwiłebski! — usłyszał za sobą przyciszony głos kobiecy. Z bocznego skrzydła wysunęła się Gburya-Furya, odziana tylko w bieliznę nocną. Usłyszawszy zgiełk w sieni, wybiegła z sypialni i była świadkiem całej sceny.
— Mój Zerwiłebciu — szeptała dalej — wszakżeż król nakazał ci poprowadzić na śmierć księcia! Czyż ci jednak powiedział, którego księcia!?...
— Nie rozumiem Waćpani — odparł Zerwiłebski, który był mocniejszy w garści, niż w rozwiązywaniu zagadek.
— Głupiś, mój Zerwiłebciu! — szepnęła ochmistrzyni — przecież król ci nie powiedział, że