Chytra Gburya-Furya w lot spostrzegła niebezpieczeństwo, grożące Lulejce. W myślach nazywała już księcia swoim „mężulkiem” i postanowiła uchronić go za wszelką cenę przed zemstą króla Walorozy. Zerwała się o świcie, przybrała w najpiękniejsze szaty i pośpieszyła do ogrodu, gdzie w altanie siedział nad arkuszem papieru zamyślony Lulejka i szukał rymów do imienia swej ukochanej.
— Rózia, buzia, huzia, nózia — powtarzał, ale jakoś wyrazy te nie oddawały należycie uczuć, które książę usiłował przelać na papier. Lulejka wytrzeźwiał już zupełnie z oszołomienia, wywołanego nadmiarem wypitego trunku, i nie zachował w pamięci, ani jednego szczegółu z wypadków wczorajszych; pamiętał tylko, że niema na świecie cudniejszej istoty nad służebną Rózię i że gotów jest dać za nią życie.
— Ah! jesteś tu, drogi Lulejko! — wykrzyknęła Gburya-Furya.
— A jestem, droga Gburciu-Furciu! — odpowiedział żartobliwie Lulejka.
— Zastanawiałam się właśnie, serce moje, że wo-
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.
ZEMSTA HRABINY GBURYI-FURYI