Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
96

Russell-Sbuare, Rebeka znalazła w sobie nie mniej filozofji jak lis Lafontaina, patrzący na zawieszone wysoko winogrona.
Minąwszy Shiverly-Square, powóz zatrzymał się na ulicy Great Gaunt-Street, przed wielkim domem bardzo ponurej powierzchowności. Po nad głównem wejściem widać było jakiś herb, tę nieodbitą starych domów ozdobę, okiennice pierwszego piętra były szczelnie zamknięte, wyjąwszy sali jadalnej, gdzie można było dostrzedz stare dzienniki, pokrywające starannie brązy u okien.
Woźnica nie spieszył się zejść z kozła, ale poprosił jakiegoś chłopca z ulicy żeby zadzwonił. Natychmiast ukazał się ktoś we drzwiach w płóciennych spodniach, w poplamionej kamizelce i wypłowiałym krawacie. Głowę miał zupełnie nagą, twarz szeroką i bez wyrazu, oczy błyszczące, a usta zawsze wykrzywione.
— Czy tu mieszka sir Pitt Crawley? zapytał go John nie ruszając się z kozła.
— Tak jest, odpowiedział tamten.
— Potrzeba wziąć rzeczy z powozu.
— Zdejmuj je sam.
— Widzisz przecie że nie mogę koni zostawić. Bierz no się do roboty a prędzej; panienka za to da hojnie na piwo — dodał śmiejąc się złośliwie.
Rebeka nie dała nic sługom wyjeżdżając z Russel Square, nie można się zatem dziwić że nie miała u nich wielkiego miru.
Jak gdyby tknięty argumentem woźnicy łysy jego-