Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
102

stwierdziła czynem słuszność tej uwagi, bo obróciła się do ściany i w tej chwili prawie rozległo się silnie chrapanie, dające chlubne świadectwo o czystości jej sumienia.
Rebeka długo usnąć nie mogła mnóstwo myśli tłoczyło się jej do głowy. Nowy świat otwierał się przed nią; czy znajdzie w nim świetne powodzenie, o jakiem zawsze marzyła? Co jej nie dalekie jutro przyniesie? To i tym podobne pytania nasuwały się nieustanie jedne po drugich. Dogorywająca świeca, postawiona w miednicy słabe rzucała światło. Cień wystającego komina zakrywał w połowie kanwową robotę starannie w ramy oprawioną — zapewne to praca nieboszczki milady — i padał na dwa portrety młodych chłopczyków; jeden w szkolnym, drugi w wojskowym mundurze.
Zasypiając prawie miss Sharp myślała jeszcze który tych dwóch młodych ludzi śnić się jej będzie.
Nazajutrz ranek był tak piękny, że nawet mury starego domu przy Great Gaunt Sreet mniej ponurą niż zwykle miały fizjognomię. Wierna Tinker obudziła swoją sąsiadkę o czwartej, odsunęła rygle od drzwi wchodowych i wyszła na ulicę, wracając po chwili powozem. Zbytecznem byłoby mówić tu o zawodzie doznanym przez dorożkarza, który wyjechał tak rano w nadziei że jakiś bon vivant z ociężałą głową i osłabionemi nogami, zabawiwszy się w mieście za długo, każe się odwieść do domu i dobrze zapłaci. Sir Pitt Crawley, w towarzystwie Rebeki, kazał się zawieść na stację dyliżansów, ale wierny swojej zasadzie, głuchy był na wszelkie reklamacje dorożkarza, grożącego że pudełka