Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
111

do sali. Sirr Pitt Crawley siedział już przy stole, przy nim stał mały dzbanek srebrny. Stół był zastawiony wazami, półmiskami i solniczkami srebrnemi tak obficie jak w magazynie wyrobów złotniczych. Dwóch czerwono włosych w kanarkowej liberji lokajów stało po obu końcach stołu.
„Pan Crawley odmówił bardzo długą modlitwę, sir Pitt odpowiedział „Amen“, i natychmiast pozdejmowano nakrywy z półmisków.
— „Co będziemy mieli na obiad, Betty? — zapytał sir Pitt.
— „Buljon z baraniny, jeśli się nie mylę — odrzekła lady Crawley.
— „Barania pieczeń z kalarepą — dodał uroczyście kamerdyner — buljon z baraniny po szkocku, kartofle i kalafiory na jarzynę.
— „Baranina zawsze jest baraniną — rzekł baronet — Niech mnie cholera nawiedzi, jeżeli znam lepszą potrawę. Jaki to baran i kiedyście go zabili, Horrocks?
— „To czarny baran szkocki, proszę pana, zabiliśmy go we czwartek.
— „Czy wziął kto więcej z tej sztuki?
— „Rzeźnik z Mudbury wziął czomber, proszę pana ale skarży się że stracił na tem, bo baran był bardzo młody.
— „A cóż się stało z nogami baraniemi? — zapytał znowu sir Pitt.
— „Zdaje się że w kuchni je zjedli — odpowiedziała nie śmiało milardy.
— „Tak jest, milardy — potwierdził Horrocks.