Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
125

Crawley będącą zerem w domu. Mówiąc ze swojemi uczenicami wyrażała się o niej: „Biedna mama“ i ograniczała się względem biednej mamy na oznakach zimnego uszanowania. Cały zaś zasób swoich słodyczy i dyplomatycznych wybiegów postanowiła użyć dla pozyskania sobie reszty rodziny Crawlejów.
Z dziewczynkami łatwo jej poszło: nie obciążała ich młodego umysłu zbyteczną pracą i zostawiała im wszelką swobodę, żeby nie tamować samoistnego rozwoju. Ta prosta metoda zapewniła młodej nauczycielce serca uczennic. Bo w rzeczy samej czy może być gruntowniejsza nauka nad tę, którą się samemu nabywa? Starsza z dziewczynek największe miała upodobanie w czytaniu i znalazła wszelką łatwość dogodzenia tej skłonności. Bibljoteka w Crawley-la-Reine posiadała znaczną ilość dzieł francuzkich i angielskich z ośmnastego stulecia, zebranych przez kanclerza gdy ten dygnitarz miał nieszczęście zostawać w niełasce. Dział lekkiej literatury wypełniał przeważnie zbiór tych książek pyłem pokrytych i oddawna już nie tykanych.
Rebeka cieszyła się że jej uczenica robiła postępy tak łatwym i przyjemnym sposobem. Obiedwie czytały razem zajmujące dzieła doktora Smoletta, Henryka Fieldinga i nieśmiertelnego Woltera.
Pan Crawley zapytał razu jednego Rebeki jakie dzieło wybrała do czytania z panienkami:
— Czytamy teraz dzieła Smolett’a odpowiedziała młoda nauczycielka.
— Ha? Smolett’a? — powtórzył Crawley z zadowoleniem — jego historja jest więcej suchym opowiedziana