Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
154

ani grosza bez funduszu, który ja mu przeznaczam. Długów ma co nie miara, musi przecież poprawić interesa majątkowe i wyrobić sobie jakie takie stanowisko w świecie.
— A czy ma dosyć ku temu zręczności? zapytała Rebeka.
— Zręczności? Ej, moja kochana, on nic jeszcze nie widzi na świecie oprócz swego pułku, swoich koni, przyborów myśliwskich i kart. Ale pomimo to ręczę że będzie miał powodzenie. To jest taki miły trzpiot że wszystkich porywa za serce. Czy uwierzysz, moja duszko, że on już wysłał na tamten świat jednego przeciwnika i przedziurawił kulą kapelusz jakiegoś starego papy, którego sam obraził? W pułku kochają go jak półbożka, a cała młodzież, bywająca pod Kokosem poszłaby w ogień za niego.
Rebeka opisując swojej przyjaciółce jakim sposobem ściągnęła na balu uwagę kapitana Crawley, nie powiedziała całej prawdy i przemilczała o tem że kapitan spotykał ją przedtem na przechadzce, na wszystkich przejściach i korytarzach, słowem, wszędzie gdzie tylko się obrócił. Wieczorem kilka razy pochylał się oparty o fortepian kiedy Rebeka śpiewała.
Przez cały ten czas milady była cierpiąca i nie wychodziła ze swego pokoju, nikt za tem na nich nie zwracał uwagi. Kapitan wysztychował bilecik, siląc się jak mógł na poprawną pisownię, i złożywszy go w trójkącik, wsunął pomiędzy kartki romansu, który Rebeka w tej chwili śpiewała. Nie tracąc zimnej krwi miss Sharb z bilecikiem w ręku zbliżyła się wprost