mówiła miss Pinkerton ściskając Amelję i rzucając na Becky Sharp groźne, pełne gniewu spojrzenie.
— Wychodź prędzej, Becky — szepnęła Jemina przestraszona, popychając ją ku drzwiom salonu które się na zawsze dla młodej dziewczynki zamknęły.
Na dziedzińcu znowu pożegnania, jak to zwykle przy rozstaniu bywa; brakuje nam słów na odmalowanie tej rzewnej i rozdzierającej sceny. Słudzy, przyjaciółki, młode rówieśnice i towarzyszki miss Sedley, wszyscy słowem zebrali się, nie wyłączając nawet nauczyciela tańców, który przed chwilą przyszedł. Jeszcze powtórzenie uściśnień serdecznych, utyskiwań żałośnych, łez i westchnień zagłuszonych nerwowemi spazmami panny Schwartz, która oddawała się tak gwałtownej rozpaczy, że żadne pióro nie byłoby zdolne opisać tego konwulsyjnego stanu. Zresztą nie jedna może z czułych czytelniczek zmieśćby takiego obrazu nie mogła.
Pożegnania już się wreszcie skończyły i nasze podróżne, a właśbiwie miss Sedley, wyrwała się już z objęć przyjaciółek, bo co się tyczy Becky Sharp, ta już od dawna siedziała w powozie, nie wywoławszy ani jednej łzy, ani jednego westchnienia.
Sambo, którego młoda pani zalewała się łzami, zamknął drzwiczki i stanął za powozem. Woźnica zaciął konie.
— Stój, stój! — wołała miss Jemina, biegnąc co tchu ku bramie z jakiemś zawiniątkiem w ręku. — Tu są sandwicze, mówiła dalej zadyszana, bo może ci się zechce jeść, moja kochana Ameljo; a to dla Becky... dla
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
13