Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
167

żenić! Ta stara czarownica O’Dowd wygaduje przed całym światem niestworzone rzeczy o mojem ożenieniu. Jakiem prawem, proszę cię, pozwalasz sobie mieszać się do moich spraw i trąbić przed wszystkimi że już jestem zaręczony? Co to kogo obchodzić może?
— Mnie się zdaje.... odezwał się kapitan.
— Niech cię djabli porwą ze wszystkiem co ci się zdaje! przerwał mu Osborne. Mam dla ciebie pewne obowiązki, to prawda, ale już nie mogę dłużej wytrzymać twoich morałów. Nie mam wcale ochoty znosić twojej opieki nad sobą; zresztą chciałbym wiedzieć co ci daje prawo do mniemanej wyższości nademną? Czy to — że jesteś o pięć lat starszy odemnie?
— Czyż nie jesteś narzeczonym?
— A cóż to do ciebie albo do kogokolwiek bądź należy?
— Ale czy możesz się tego wstydzić? zapytał znowu Dobbin.
— Chciałbym wiedzieć jakiem prawem zadajesz mnie to pytanie?
— Na Boga! przecież nie masz zamiaru cofnąć danego słowna? dodał z widocznym niepokojem Dobbin.
— Mówiąc wyraźnie, zapytujesz mnie czy jestem człowiekiem honoru — powiedział Jerzy dumnie. — Oto myśl twoja nieprawdaż? Od jakiegoś czasu przybierasz ze mną ton protekcyjny który mi się tak naprzykrzył — że odtąd nie chcę... nie będę go znosić.
— Nie powiedziałem ci nic nad to co jest prawdą: Zaniedbujesz swoją narzeczonę, która na to nie zasłu guje bynajmniej; mówiłem ci zresztą że lepiejbyś zrobił