Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.
168

żebyś ją odwidzał, zamiast na Saint James do domów gry uczęszczał.
— A, rozumiem, chcesz mi przypomnieć o twoje pieniądze? powiedział Jerzy z uśmiechem szyderskim.
— Być może, nie robię tajemnicy z tego że nie mam tyle co ty do tracenia.
— Skończmy już tę rozmowę — mówił spokojniej Jerzy — i daruj mi Wiljamie moje uniesienie chwilowe. Masz zupełne prawo do mojej wdzięczności, bo dałeś mi nie raz wiele dowodów przyjaźni. Nie zapomnę ci nigdy żeś mnie wyratował z wielkiego kłopotu, nie wiem nawet jakbym sobie poradził bez ciebie kiedy przegrałem tyle pieniędzy Rawdonowi Crawley. Byłbym niewdzięczny żebym tego nie uznał; ale ty nie powinieneś być tak surowym dla mnie i tak ostro mnie upominać, bo wierz mi, że ja uwielbiam Amelję! Ja kocham ją szalenie! Nie gniewaj się więc kochany Wiljamie, ja cenię wysoko cnoty Amelji; ale czyż to obaczysz że się jest zbrodnia grać czasem w karty? Jak się ożenię to się poprawię zupełnie; daję ci na to słowo. Co zaś do mego długu, to w przyszłym miesiącu damci sto funtów, bo mam dostać pieniądze od ojca. Wezmę natychmiast od pułkownika pozwolenie i jutro rano pójdę do miasta żeby odwidzić Amelję. No, nie gniewasz się już, co?
— Nie można się na ciebie długo gniewać, Jerzy. Co zaś do moich pieniędzy, nie wątpię że gdybym potrzebował, to podzieliłbyś się ze mną ostatnim szylingiem.
— Spodziewam się — powiedział wspaniałomyślnie Jerzy, chociaż nie miał nigdy ani grosza w Tokieszeni.
— Wszystko dobrze, mój kochany Jerzy, ale zer-