Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.
176

Amelji woreczek, w którym były resztki pieniędzy pożyczonych mu przez kapitana Dobbin.
— Pieniędzy ci nie zabraknie; bądź spokojny. Synowi angielskiego kupca na niczem zbywać nie powinno. Moje gwineje są tak dobre jak innych, i tych ci pewno żałować nie będę. Zajdź jutro do Chopper’a, tam znajdziesz to, co mu do twego rozporządzenia zostawiłem. Powtarzam ci, mój Jerzy, że kasa moja będzie zawsze dla ciebie otwarta, dopokąd szukać będziesz dobrego towarzystwa; bo to, wierzaj najlepsza jest szkoła. Nie jestem ja dumny i nie zapominam o mojem skromnem urodzeniu; ale dla twego dobra wyłącznie chciałbym cię widzieć zawsze w ścisłych stosunkach z młodzieżą należącą do najpierwszej szlachty. A iluż z niej nie może wydać szylinga tam gdzie tobie o gwineję nie trudno. Co się tyczy kotyljonów... to młodość wyszumić się musi. Jednej tylko rzeczy najsurowiej ci zabrania — to gry. Oh! inaczej nie dostaniesz ani grosza odemnie.
— To się rozumie — dodał Jerzy.
A teraz wróćmy do Amelji. Czy nie zdaje ci się że mógłbyś lepiej się ożenić jak z córką wekslarza? Chciałbym wiedzieć co ty sam myślisz o tem?
— Ha, mój ojcze — mówił Jerzy tłukąc orzechy — ten związek dawno już ułożony między tobą i panem Sedley.
— Tak, to prawda; ale stosunki się zmieniają jak wszystko na świecie. Wyznaję że pan Sedley pomógł mi do zrobienia majątku, a raczej otworzył pole moim zdolnościom. Tym sposobem, handlując umiejętnie ło-