Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.
197

Podczas gdy porucznik uśmiechał się złośliwie w milczeniu, Rebeka tak dalej mówiła:
— Ah! jakie by to było szczęście dla mnie mieć pana za szwagra, nie prawdaż? Jak sobie pomyślę że ja, ja zostałabym bratową pana Jerzego Osborna, syna pana John Osborna, wnuka pana... Jak się nazywał pański dziadunio, panie Osborne? Tylko nie gniewaj się pan, bardzo proszę. Przecież pan temu nic nie winieneś, że musisz mieć dziadunia. Zresztą, zgadzam się z panem że wyszłabym bez wielkiego wstrętu za pana Józefa Sedley. Bo cóż, naprawdę, lepszego mogło się trafić biednej dziewczynie bez żadnego majątku i bez rodziców? Teraz jesteś pan w posiadaniu mojej tajemnicy i zważywszy dobrze wszystko, należałoby panu powinszować dobrego smaku i wysokiej grzeczności, jakiej pan dałeś dowody przypominając mi tę okoliczność. Mówimy tu o biednym panu Józefie — dodała Rebeka zwracając się do Amelji — jakże mu się po wodzi?
Osborne nie mógł ukryć swego zmieszania, roz gniewany i upokorzony, lękając się być narażonym na śmieszność w oczach Amelji, odszedł co prędzej w przeciwną stronę i nie miał więcej ochoty mierzyć się z takim jak Rebeka przeciwnikiem.
Następnego dnia kapitan Crawley i porucznik Osborne przepędzili wieczór razem, jak to było między nimi ułożone, z tym dodatkiem tylko że Osborne kupił starego konia Rawdona i że Rawdon wygrał ze dwa dzieścia gwinei u Osborna. Ten ostatni nie zaniedbał przestrzedz towarzysza, że Rebeka jest zręczną kokietką