Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.
226

sądząc z rozmiarów, zdają się być dla lalek przeznaczone. Drzewa przed oknami tych wybielonych domków są prawie zawsze pokryte fartuszkami, pończoszkami dziecinnemi, czepeczkami i t. p. Tego rodzaju wegetacja w ogródkach nawet i w zimie nie zaprzestaje. Biada tym, którzy się w te zabłąkają ustronie! Uszy ich silnie będą podrażnione brzękiem klawicymbałów i piskliwym głosem wyśpiewujących mieszkanek tej okolicy. Tam właśnie pan Sedley znalazł z rodziną przytułek w domu pana Clapp, dawnego swego komisanta.
Jos Sedley nie przyjechał do Londynu na wiadomość o nieszczęściu jakie dotknęło jego rodzinę, ale otworzył matce kredyt u swego bankiera, i pozostał wiernym swoim zwyczajom: objadował wesoło w najlepszej restauracji, zapijał dobre wino, przejeżdżał się powozem, grywał wista i opowiadał swoje przygody indyjskie pewnej wdowie, która dla niego była bardzo i uprzejmą.
Pan Sedley zaczynał już godzić się z swoim losem i nie spieszył się wcale korzystać ze wspaniałomyślnej propozycji syna. Zacny ten staruszek nie był jednak głuchy na szczere objawy życzliwości z serca pochodzące i kiedy mu przyniesiono serwis srebrny rozpłakał się jak dziecko.
Rebeka i jej małżonek nadto byli wyrachowani ażeby myśleli odwiedzać ludzi zrujnowanych i mieszkających w tak oddalonej części miasta jak Bloomsbury. Zaledwie w miesiąc po swojej ucieczce z Park Lane Rebeka wspomniała w rozmowie dawną swoją przyja-