Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.
228

dyni domu. Długi rosły zawsze, ale Rawdon umiał żyć lepiej kredytem jak inni gotówką.
Dowiedziawszy się z gazety że porucznik Osborne kupił dyplom kapitana, Rawdon uczuł tyle szacunku dla narzeczonego Amelji że zrobił mu wizytę w Russell Square.
Młode małżeństwo miało wielką ochotę zbliżyć się do kapitana Dobbin w czasie sprzedaży publicznej i zasięgnąć od niego bliższych szczegółów o niepowodzeniu rodziców Amelji. Kapitan wszakże zniknął im z oczu, ale ktoś z zajmujących się tą licytacją zaspo koił w części ich ciekawość.
— Patrz na te twarze wyschłe i pożółkłe — mówiła Becky wracając ze swoim obrazem w ręku. Czyż nie są oni podobni do kruków, co się po bitwie zlatują?
— Nie mogę ci nic o tem przywiedzieć, bo nigdy żadnej bitwy nie widziałem; Bob Martingale potrafi to lepiej osądzić, bo w Hiszpanji był adjutantem jenerała Blazes.
— Szkoda jednakże tego biednego pana Sedley — dodała Rebeka — był to bardzo poczciwy staruszek.
— Hm! Wekslarze i bankruci są podług mnie, jednem i tem samem; odrzekł Rawdon spędzając batem muchę i dyszlowego konia.
— Byłabym z chęcią zakupiła cokolwiek ze sreber stołowych, żeby im to oddać — mówiła Rebeka niby rozczulona — ale dwadzieścia pięć gwinei za ten mały fortepian to trochę za wiele.
— A twój... jakże się on zowie?... Osborne, zdaje mi się... zwinie pewno chorągiewkę teraz, kiedy rodzina