na ostatniego żebraka. Pozwól mi więc mówić jak mi się podoba, i nie miej pretensji kierować mojemi wyrażeniami.
— Jeżeli obowiąkziem syna jest przyjmować uwagi ojcowskie, to jednak mam prawo wymagać żeby te rady lub rozkazy w przyzwoitej formie wypowiedziane były i nie przekraczały granic grzeczności; odparł dumnie Jerzy.
— Gdyby mój ojciec wydał był na moje wychowanie tyle pieniędzy ile mnie mój syn kosztował, byłbym mógł uczęszczać w wyższe towarzystwa, gdzie pewien młody człowiek z mojej łaski jest przyjętym; wtenczas zapewne mój syn nie byłby tak dumnym z nabycia owych pańskich manjer, któremi się zwykł wynosić przedemną. O! za moich czasów nie pozwalano sobie znieważaś ojców. Gdybym się był na coś podobnego ośmielił, znalazłbym się niezawodnie za drzwiami, mój panie.
— Ja nie chciałem wcale znieważać nikogo; przy pomniałem tylko że jestem takim samym jak ojciec sziachcicem i że należałoby mnie inaczej może jak dotąd traktować. Wiem zresztą że mi ojciec daje pieniądze na moje potrzeby; ale na cóż to ciągle wypominać, jak gdyby z obawy żebym tego nie zapomniał.
To mówiąc Jerzy cisnął w kieszeni konwulsyjnie papiery, które mu Schopper z rana wypłacił.
— Jeżeli zatem masz tak dobrą pamięć, to powinieneś był nie zapominać — mówił ojciec podnosząc coraz więcej głos — że ja jestem panem w tym domu, i że nie chcę żeby to imię... żebyś...
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.
263