Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.
276

— Jeden z moich kolegów — mówił Dobbin, zmierzając prosto do celu — ożenił się nie dawno; była to dawna miłość, ale ta młoda para tak uboga jest w dary ziemskie, że biedniejsi są od szczurów kościelnych.
— Ale to właśnie jest pełne interesu — przerwała miss Osborne — Czy może być więcej romantyczna sytuacja? Nie masz nic równie pięknego jak iść za popędem uczucia.
— Jest to perła naszego pułku — mówił dalej kapitan, ośmielony sympatycznemi słowami panny Osborne — Cała armja, wierz mi pani, nie posiada dzielniejszego i piękniejszego oficera. A żona jego co to za kobieta! Dosyć ją zobaczyć żeby na zawsze pokochać!
Widząc zmięszanie kapitana, który zapinał i odpinał swój surdut z wielkiego kłopotu, miss Osborne była najpewniejszą że chwila stanowcza nadeszła. Zdawało się jej że kapitanowi tchu zabrakło i że zasiliwszy płuca zaczerpnięciem świeżego powietrza, Dobbin przystąpi do uroczystych wyznań, do przyjęcia których miss Osborne była zupełnie przygotowaną. Zegar na kominie zaczął bić dwunastą godzinę. Ostatnie dźwięki przebrzmiały nakoniec, a pannie Osborne zdawało się że bicie zegara trwało całą godzinę, do tego stopnia ciekawość jej była zaostrzoną.
— Ale ja mam mówić z panią w myśli... albo wła ściwie z powodu związku... to jest... bo nie chciałbym dać pani do myślenia... Otóż, krótko mówiąc... rzecz tu idzie o Jerzego.
— O Jerzego? powtórzyła panną głosem, w którym się przebijało tak komiczne zdziwienie, połączone z za-