Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.
277

wodem, że miss Wirt i miss Marja nie mogły powstrzymać śmiechu za drzwiami. Nawet poczciwy kapitan uśmiechnął się lekko.
— A tak, o Jerzego; odrzekł Dobbin. Wiadomo pani zapewne o nieporozumieniu jakie zaszło pomiędzy ojcem pani i Jerzym, którego ja kocham jak brata. Jutro, być może, kraj opuścimy; któż może przewidzieć jak się nasza wyprawa skończy? Chciałbym więc żeby ojciec i syn pojednali się przed rozstaniem.
— Ale to nieporozumienie, o którem pan mówisz, jest bardzo nieznaczące — odpowiedziała panna Osborne; nie ma tam nic więcej jak tylko lekkie przemówienie się, i my codzień prawie spodziewamy się Jerzego zo baczyć. Mój ojciec robił mu uwagi dla jego własnego dobra, ale jak tylko wróci, wszystko, pewna jestem, pójdzie w zapomnienie. Nawet nasza poczciwa Rhoda Szwartz wszystko mu przebaczy; my kobiety tak jesteśmy skłonne do przebaczania.
— To prawda, masz pani słuszność. Otóż właśnie dlatego uważam za największego zbrodniarza człowieka, który zasmuca taką anielską istotę jak kobieta — mówił przewrotny kapitan. A pani, naprzykład, cóżbyś pani zrobiła gdyby człowiek, który przysięgał wieczną miłość, przeniewierzył się pani w końcu?
— Oh! jabym tego nie przeżyła! Rzuciłabym się przez okno! Wypiłabym truciznę! Nie wytrzymałabym takiej boleści! Oh! to więcej jak pewna — zawołała sentymentalnie panna Osborne, która nie przestawała żyć, pomimo że kilku kawalerów narzeczonych już się jej wymknęło.