Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.
283

zując piórem drzwi drugiego pokoju — mój pryncypał czeka na pana.
Dobbin wszedł nieśmiało, ale pan Osborne wstał natychmiast, podszedł ku niemu i wziąwszy go za rękę rzekł:
— Jakże się miewasz, kochany kapitanie, mój dobry przyjacielu?
Te przyjazne wyrazy podwoiły wyrzuty sumienia biednego Willjama; to bladł, to czerwieniał patrząc na uśmiechniętą twarz pana Osborna, brząkającego spokojnie złotem w kieszeni, podczas kiedy on, prawdziwy winowajca, przychodził oznajmić ojcu podniesiony przez syna bunt, którego sam był sprawcą, przyjmując miano dobrego przyjaciela.
— On ma więcej minę wieśniaka prostego aniżeli kapitana — myślał sobie Osborne — to dziwna że Jerzy nie okrzesał go trochę i nie starł z niego tej rubasznej skorupy.
Dobbin zdobył się nakoniec na odwagę i przemówił:
— Przynoszę panu wiadomości niezmiernie wielkiej wagi. Przy końcu tego tygodnia pułk nasz odbierze rozkaz wejścia do Belgji. Otóż nie potrzebuję mówić panu że nie wszyscy może tu powrócimy.
Postać pana Osborna przybrała wyraz poważny.
— Mój syn... cały pułk, pewny jestem — odrzekł — potrafi wypełnić swój obowiązek.
— Francuzi mają dosyć wojska — mówił dalej Dobbin — nim przybędą armje rossyjska i austrjacka, będziemy zmuszeni stawić czoło siłom, których lekcyważyć nie można. Zauważ pan nadto że Bonaparte wszystkich