Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.
291

Swizhtail... Rachunki krawca Jerzego... Weksle popłacone i t. p. Dalej szły listy pisane z Indji, nominacja Jerzego na oficera i pamiątki jak: Biczyk, którym się Jerzy będąc dzieckiem bawił, i medaljon z jego włosami, z którym się biedna matka dopiero po śmierci rozstała.
Nieszczęśliwy ojciec przepędził kilka godzin rozmyślając nad temi pamiątkami; serce mu się ściskało na widok tylu obumarłych nadziei. Nie jeden ojciec zapewne gorzkich doznaje zawodów, ale marzenie pana Osborna o świetnej przyszłości Jerzego tyle miały prawdopodobieństwa, a dziś... wszystko przepadło!
Przejrzawszy te wszystkie papiery, pan Osborne ułożył je w paczkę, zawiązał wstążeczkę i pieczęć swoją przyłożył. Potem wyjął z szafy bogato złoconą biblję, spojrzał na rycinę przedstawiającą ofiarę Abrahama i odchylił pierwszą stronnicę księgi, na której wedle zwyczaju zapisał był dzień ślubu, dzień śmierci swej małżonki, i imiona wszystkich dzieci z wymienieniem dnia ich urodzenia i chrztu. Pan Osborne wziął pióro do ręki, przekreślił imię Jerzego Osborne, i kiedy karta wyschła zupełnie, położył biblję na swojem miejscu. Wyjąwszy następnie z osobnej szufladki swój testament, przeczytał go, zmiął w ręku, przyłożył do świecy, i kiedy już cały dokument w popiół się obrócił, napisał list, zadzwonił na służącego i rozkazał mu odnieść to pismo nazajutrz rano według załączonego na kopercie adresu.
Już dniało, ptaszki od dawna w kląbach Russell-Square świergotać zaczęły, gdy pan Osborne znużony udał się na spoczynek.