Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.
300

Niech tylko twoje imie znajdzie się w gazecie, a ręczę ci że stary się przegniewa.
— W gazecie? powtórzył Jerzy; a to z jakiego po wodu? Chyba pomiędzy zabitymi lub rannymi.
— Dajże temu pokój — odpowiedział Dobbin — będziesz miał dosyć czasu do narzekań kiedy się co złego stanie, ale nie dziś. Nakoniec wiesz dobrze że i ja mam trochę majątku, a nie mam zamiaru okuć się w więzy małżeńskie, więc nie zapomnę w testamencie o moim chrzestnym synku — dodał Willjam z uśmiechem.
Na tem się skończyła sprzeczka pomiędzy dwoma przyjaciółmi; Jerzy przestał robić wymówki kapitanowi bo jakże tu się gniewać na takiego jak Dobbin człowieka.
— Powiedz mi, moja Becky... wołał w tym samym czasie Rawdon uzbrojony dwoma potężnemi szczotkami do włosów, któremi usiłował pokonać uparty kosmyk na głowie — powiedz mi...
— Co takiego? zapytał Becky kończąc toaletę i rzucając przez ramię spojrzenie w lustro, w którem się odbijała prześliczna biała sukienka z błękitną szarfą.
— Ja sobie zadaję pytanie — mówił dalej Rawdon — co się stanie z panią Amelją kiedy Osborne wyjdzie z pułkiem?
— Z jej oczu będą wytryskać fontanny łez — rzekła Becky. Już mnie znudziła swojemi żalami z tego powodu: musiałam nie jedną jeremjadę wysłuchać.
— A ty, coś mi się zdaje, że nie wiele tem się smucisz, powiedział Rawdon dotknięty trochę obojętnością żony.