Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.
301

— Co tobie do głowy przychodzi! Wiesz przecie że ja ci towarzyszę. To zupełnie inna rzecz dla nas, którzy należymy do sztabu jenerała Tufto. My nie mamy nic wspólnego z tymi piechurami... Ale, ale, nie szkodziłoby Rawdonie, żeby Kupidon oddał ci przed wyjazdem twoje pieniądze, nie prawdaż?
Rebeka dawała to miano Jerzemu i nieraz już żartem niby winszowała mu pięknej postawy. Ile razy Osborne grał w karty z Rawdonem, Rebeka była zawsze przy nim, często prześladowała go żartując z jego nałogów i wad, groziła że Amelję przeciw niemu zbun tuje, nazywała Osborna marnotrawnikiem, to znowu zapalała mu sama cygaro, jednem słowem, używała tych samych manewrów, które jej niegdyś udawały się z Rawdonem. Osborne zachwycał się jej zręcznością, dowcipem i wdziękami; rozmowa z panią Crawley miała dla niego tyle uroku, że czy to przy objedzie czy też na przechadzce biedna Amelja była zawsze zostawiona sama sobie podczas kiedy Joe i Rawdon wychylali butelki.
Możnaż się dziwić że skromna, mało myśląca o sobie Amelja z obawą patrzyła w przyszłość — że dowcip i wdzięki Rebeki budziły w niej jakiś tajemny niepokój? Bo i jakże mogła być spokojną widząc że w tydzień po ślubie mąż jej był już znudzony i szukał innego aniżeli jej towarzystwa! Za prawdę obawa o jutro nie mogła być lepiej uzasadnioną.
Surowa dla siebie, pobłażliwa dla drugich, Amelja nieraz obwiniała się przed sobą i myślała w duchu: „Jakże mogę wymagać żeby on, będąc o tyle wyższym