Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.
302

odemnie, znajdował jakąkolwiek w mojem towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja? Dał on już nie miały dowód wielkości duszy, kiedy się ze mną ożenił! Moim obowiązkiem było nie przyjąć jego ofiary, a ja do tego nie miałam odwagi! Czemuż nie słuchałam głosu sumienia, które nakazywało mi pozostać przy nieszczęśliwym ojcu i być mu osłodą w jego cierpieniach, podporą w jego starości! Nie, mój egoizm zagłuszył we mnie uczucie obowiązku, przez co stałam się niegodną takiego jak on człowieka.
W wilję przyjazdu kapitana Dobbin wieczór był prześliczny; powietrze majowe napełniało rozkoszną wonią salon, którego okno wychodzące na balkon zostało otwarte. Jerzy i mistress Crawley, oparci o balustradę balkonu, patrzyli na srebrzystą powierzchnię Oceanu, podczas kiedy Rawdon i Józef Sedley byli grą zajęci, a biedna Amelja siedziała sama jedna, a w sercu jej było smutno i boleśnie.
— Co za prześliczny wieczór! Czy jest co piękniejszego jak noc księżycowa? rzekł Jerzy, puszczając kłęby dymu w powietrze.
— Pańskie cygaro napełnia powietrze dziwnie przyjemną wonią... odpowiedziała Rebeka. — Nic tak nie lubię jak ten zapach. Ktoby to myślał że księżyc jest oddalony o dwieście trzydzieści sześć tysięcy ośmset czterdzieści siedm mil od ziemi? dodała mistress Crawley, patrząc na księżyc; widzisz pan — mówiła z uśmiechem — że mam dobrą pamięć i nie zapomniałam tego, co mnie u miss Pinkerton uczono. Cudny wie-