Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.
314

list do ciotki, starając się jej okazać że zawsze jesteś zacnym i poczciwym młodzieńcem i nigdy o niej nie zapomniałeś.
Rawdon posłuszny jak dziecię usiadł i jednym pociągiem pióra napisał:

Brighton, czwartek.

„Najdroższa ciotko!...“
Tu nastąpiła długa przerwa, Rawdon gryzł koniec upartego pióra i patrzył błagalnie na żonę, która prze chadzając się po pokoju z założonemi rękoma, uśmiechnęła się i zaczęła dyktować co następuje:
„Nim kraj opuszczę i stanę na polu walki zkąd może nie wrócę...“
— Jakto? powiedział Rawdon trochę zdziwiony; ale natychmiast przeniknąwszy prawdziwą myśl w tych słowach ukrytą, zaczął pisać dalej:
„Zkąd prawdopodobnie nie wrócę, postanowiłem pożegnać te...
— Dla czego nie umyśliłem pożegnać, Becky? Umyśliłem jest więcej poprawnie — odważył się przebaknąć powolny małżonek.
„Postanowiłem pożegnać — ciągnęła dalej tupnąwszy nogą Rebeka — tę, która najpierwsze miejsce w mojem sercu zajęła. O nic więcej nie błagam, tak tylko żeby mi wolno było przycisnąć do serca rękę, która mię tylu obsypała dobrodziejstwami.
— Dobrodziejstwami! powtórzył Rawdon, kończąc pisać ostatnie wyrazy.
„O! jakże ciężko byłoby mi kraj opuszczać z myślą że zasłużyłem ne gniew ukochanej przezemnie osoby!