wyglądał, że Becky nie mogła powstrzymać się od śmiechu, jakkolwiek ta niepomyślność i ją dotykać musiała.
Podróżując jak przystoi wielkiemu magnatowi, Jerzy przyjechał do Londynu i zatrzymał się w pysznym hotelu przy Cavendish-Square, gdzie pół tuzina murzynów było na jego rozkazy. Joe i Dobbin byli podejmowani jak książęta. Służba hotelowa nisko się kłaniała przed Osbornem, który miał manjery wielkiago pana, szczególnie przy stole, pomiędzy winami jak prawdziwy znawca przebierał.
Joe chciwie zupę żółwią zajadał, podczas gdy Dobbin był niejako przerażony zbytkiem i znacznemi wydatkami przyjaciela. Korzystając z chwili kiedy Joe chrabał w fotelu po objedzie, poczciwy kapitan wyznał Jerzemu swoje obawy i przedstawił mu smutne następstwa nieoględnej rozrzutności.
— Całe życie podróżowałem wygodnie, jak człowiek dobrze urodzony — odpowiedział Jerzy — a dziś tem więcej nie myślę zmienić zwyczajów, i dopokąd będę mieć ostatni grosz w kieszeni, nie ścierpię żeby mojej żonie na czem zbywało.
Po tak kategorycznej odpowiedzi Dobbin nie próbował już więcej przekonywać Jerzego że zupa żółwią nie zapewni szczęścia Amelji.
Niezadługo po objedzie Amelja objawiła nieśmiało chęć odwiedzenia matki w Fulham, na co Jerzy krzywiąc się zezwolił. Amelja pobiegła do swej ogromnej