Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.
323

Pomówiwszy kilka słów z matką i córką, wyszedł po cichu żeby im zostawić większą swobodę.
Służący Jerzego patrzył z pogardą na pana Clapp zabierającego rydel i polewaczkę z ogrodu; ukłonił się jednak grzecznie, gdy pan Sedley zbliżył się do niego zapytując o zięcia, a dowiadując się czy konie pana Joe dobrze służyły w drodze z Brighton do Londynu i przeszedł jak zwykle do narzekań na Bonapartego. Służąca wyniosła tymczasem szklankę wina, bo staruszek chciał koniecznie żeby lokaj jego zięcia pokrzepił się nieco; i nakoniec wsunął mu w rękę pół gwinei, którą kamerdyner włożył do kieszeni z wyrazem pogardy i zadziwienia.
— Wypij no tę szklankę wina za zdrowie twojego pana i twojej pani — mówił stary Sedley — a nie zapomnij, Trotter, wypić za nasze zdrowie jak wrócisz do domu.
Dziewięć dni zaledwie minęło od czasu kiedy Amelja opuściła to ubogie mieszkanie, a jej się zdawało że lata przeszły od chwili kiedy się z rodzicami pożegnała. Patrząc na smutną i osamotnioną matkę, przypominając sobie niedaleką jeszcze przeszłość, łzy i niepokoje w owych godzinach, kiedy uczucie miłości wyłącznie było zawładnęło jej istotą, biedna Amelja zarumieniła się pomimo woli i uczuła się upokorzoną, bo wyrzucała sobie obojętność dla rodziców, niewdzięczność nawet z jaką przyjmowała ich troskliwe około siebie starania wówczas, kiedy całą siłą przywiązała się była do jednej nadziei, która jej może wkrótce gorzki zawód zgotować miała. Sama przed sobą wyznać musiała że doszedłszy