dzał się wzdłuż i w szerz ulicy, czekając na przyjaciół. Błyszczące szlify, czerwony pendent i szabla przy boku, nadawały kapitanowi postawę prawdziwie wojowniczą. Jos nawet powitał go pufalej niż w Brighton i uczuł się dumnym podając mu rękę.
Dobbinowi towarzyszył chorąży Stubble, który na widok Amelji wysiadającej z powozu, nie mógł się powstrzymać żeby nie zawołać:
— A niech ją... co za śliczna dziewczyna!
Na to mimowolne uznanie jego dobrego gustu, Osborne spyszniał — bo też istotnie Amelja w pięknem futerku, z rumieńcami, jakiemi szybka podróż na świeżem powietrzu twarz jej oblała — usprawiedliwiała wdziękiem i powabem komplement chorążego.
Dobbin w głębi serca wdzięczny był za to młodemu koledze, a kiedy potem Dobbin podał jej rękę, wysadzając z pojazdu, Stubble zobaczył małą i ładną nóż kę, która się zaledwie dotknęła stopnia, i poczerwieniał oddając głęboki ukłon młodej mężatce.
Spostrzegłszy numer pułku na kaszkiecie chorążego, Amelja kiwnęła mu przyjaźnie główką i uśmiechnęła się przyjemnie, poczem znowu chorąży stanął jak wryty. Odtąd kapitan Dobbin obchodził się najuprzejmiej z panem Stubble. Na przechadzkach, na kwaterze, często mowa była między nimi o Amelji. Wkrótce wszyscy młodzi oficerowie pułku odzywali się o pani Osbor ne z pochwałami i uwielbieniem. Obejście jej proste i naturalne, życzliwość i skromność, malująca się na obliczu — zjednały jej od razu serca wszystkich co się do niej zbliżali.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/332
Ta strona została uwierzytelniona.
328