Młody człowiek, barczysty i dosyć na swój wiek otyły, siedział przy kominku z gazetą w ręku. Buty miał z łosiowej skóry, spodnie w cholewach, kamizelkę czerwoną w prążki, surdut zielony z dużemi stalowemi guzikami i chustkę na szyi tak szeroko złożoną, że kokarda dostawała do nosa, zakrywając prawie połowę twarzy. Na widok wchodzących panienek zerwał się z fotelu i skrył całą twarz po za kokardę chustki.
— Widzisz przed sobą twoją siostrę, Józefie — powiedziała Amelja śmiejąc się i biorąc dwa palce, które jej nieśmiało podawał. — Wróciłam już zupełnie z pensji. Oto moja przyjaciółka, miss Sharp, o której nie raz słyszałeś odemnie.
— Nie, daję słowo, nigdy... — odpowiedział potrząsając głową na znak przeczenia i ukrywając się coraz lepiej po za kokardą — nie, nigdy, to jest... tak!... Strasznie zimno na dworze.
To mówiąc zaczął poprawiać i rozniecać z całych sił ogień chociaż było to w połowie czerwca.
— Bardzo miły człowiek — szepnęła Rebeka do Amelji tak żeby ją słyszano.
— Czy doprawdy tak myślisz, powiem mu to...
— Ach, za nic w świecie, moja droga, zaklinam cię! — wołała miss Sharp, drżąc jak listek.
Rebeka od chwili powitania pana Józefa ukłonem pełnym skromności, trzymała ciągle oczy spuszczone, jak gdyby nie śmiała podnieść głowy.
— Dziękuję ci za te prześliczne szale — rzekła Ame-
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
30
III.
Rebeka w obec wroga.