Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
31

lja, zwracając się do brata — nie prawdaż Rebeko, że bardzo piękne?
— O! przecudne! — odpowiedziała miss Sharp, zwracając wzrok raptownie od posadzki w stronę kominka.
Pan Józef nie wypuszczał z rąk obcęgów i łopatki i ze skutkiem poprawiał ogień na kominku.
Mogę ci ofiarować tak pięknych podarunków — mówiła dalej siostra do brata — ale będąc na pensji wyhaftowałam dla ciebie parę dosyć gustownych szelek.
— Doprawdy, Ameljo — zawołał brat z widocznem pomieszaniem, ja cię nie rozumiem.
Biedny pan Józef, nie wiedząc jak wyjść z kłopotliwego położenia, uczepił się z całej siły za sznurek od dzwonka, co go w większy jeszcze ambaras wprawiło.
— Bardzo cię proszę — wyjąkał coraz więcej zmieszany — obacz czy mój buggy jest przed gankiem. Zmuszony jestem wyjechać i czekać nie mogę, a ten przeklęty groom wcale się nie spieszy.
W tejże chwili wszedł do salonu ojciec Amelji, bawiąc się dewizkami z miną właściwą angielskiemu kupcowi.
— O co ci idzie, Emmy? — wyrzekł po chwili.
— Józef prosi mnie żebym zobaczyła czy jego... czy jego buggy stoi przed gankiem. Cóż to jest buggy, mój ojcze?
— Jest to jednokonny faeton — odpowiedział ojciec z przesadą, zdradzającą pretensję do rozumu.
Józef parsknął gwałtownym śmiechem, ale spotkawszy wzrok Rebeki, umilkł nagle, jakby piorunem rażony.
— Ta młoda osoba jest twoją przyjaciółką, Emmy?