Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
44

— Crawley? powtórzył Józef, czy nie miał on syna w dragonach królewskich?
— Więc mama napisze do niego prosząc o odłożenie na kilka dni wyjazdu Rebeki, nie prawdaż? rzekła Amelja. Otóż Rebeka idzie; biedna! jakie oczy ma czerwone!
— Teraz mi znacznie lepiej — powiedziała z łagodnym uśmiechem miss Sharp, całując z uszanowaniem rękę pani Sedley, która ją czule uścisnęła. Jakże tu wszyscy dla mnie dobrzy i łaskawi! Wszyscy — dodała uśmiechając się — wyjąwszy pana tylko, panie Józefie!
— Mnie? powiedział Józef, namyślając się, czy nie lepiej byłoby wyjść. O! miss Sharp! a to zkąd?
— Jak pan mogłeś być dla mnie tak bez litości żeby mnie nakarmić tą piekącą potrawą z pieprzem, i to jeszcze pierwszego dnia kiedy pana poznałem? O! pan nie jesteś tak dobry dla mnie jak moja ukochana Amelja.
— Bo on cię nie zna tak dobrze jak ja, zawołała Amelja.
— Wątpię bardzo — wtrąciła matka Amelji — żeby ktokolwiek mógł być dla ciebie niedobrym, moje dziecko
Curry było przewyborne, doprawdy, rzekł Józef poważnie, może mu brakowało trochę cytryny. O! tak, za mało było soku cytrynowego.
— A chili? — dodała żartobliwie Rebeka.
— Tam do kata, ale czyż było czego tak mocno krzyczeć? — powiedział Józef, wybuchając na to przypomnienie głośnym śmiechem i nagle wstrzymując, jak zwykle, swą wesołość.
— Nie pojmuję dla czego panowie tak lubią nas