Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
63

których mógłby był uchodzić za olbrzyma. Mali jego towarzysze płatali mu tysiące figlów: zszywali mu spodnie, żeby je bardziej jeszcze zwęzić, podrzynali pasy od łóżka, podstawiali mu pod nogi rozmaite sprzęty żeby zaczepiwszy się upadł, posyłali mu niby od ojca pakiety z mydłem, ze świecami itd. Mały Dobbin znosił to wszystko z niemą i godną politowania rezygnacją.
Kuff, przeciwnie, był mecenasem całej pensji i wiele rzeczy uchodziło mu bezkarnie. Sprowadzał ukradkiem wino, obijał bez litości uczniów z miasta przychodzących, miał w swoim pokoju myśliwskie buty które mu służyły do polowania w dnie świąteczne, złoty zegarek i zażywał tabakę jak doktor. Uczęszczając do teatru i opery, znał doskonale zalety i wady każdego prawie z aktorów. W przeciągu godziny mógł napisać czterdzieści wierszy łacińskich i nie małą posiadał łatwośc do wersyfikacji francuskiej. Trudniej byłoby powiedzieć co było mu obcym i czego nie potrafiłby zrobić. Sam nawet doktor Swishtall podobno go się obawiał.
Uznany przez swoich towarzyszów za naczelnego wodza, Kuff był małym despotą i nikt nie śmiał się oprzeć jdgo tyranji. Jeden smażył mu grzankę, drugi czyścił mu buty, inny nakoniec podejmował piłkę, kiedy się podobało bawić temu samowładnemu panu. Słowem, wszyscy byli na jego usługi. Dobbin był przez tego tyrana najwięcej ze wszystkich pogardzanym. Drwił z niego zawsze, bił go bardzo często, i nigdy nie raczył do niego ani słowa przemówić.