Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.
69

skończy? — myślał sobie młody Osborne, podnosząc Williama. Lepiejbyś zrobił żebyś ustąpił, Williamie, mówił do niego — ja to przeniosłem już, przykry to był moment wprawdzie, ale już się do tego przyzwyczaiłem.
Dobbin trzęsąc się z gniewu odepchnął sekundanta i natarł czwarty raz na przeciwnika z takim pospiechem, że zmusił go do działania odpornego, nie zostawiając mu czasu do ataku. William był mańkutem. Jak tylko mu się udało wyprowadzić lewą rękę w pole, wymierzył dwa nader silne ciosy, z których jeden ugodził w oko nieprzyjacielskie, a drugi skrzywił nieco jego piękny nos rzymski.
Kuff potoczył się na ziemię ku wielkiemu zdumieniu przytomnych.
— Dobrze trafił — powiedział mały Osborne z miną znawcy klaszcząc w dłonie i skacząc po za plecam swego obrońcy. — Mocną masz lewicę Figs, brawo mój chłopcze!
Od tej stanowczej chwili lewica Fings’a brała czynny i skuteczny udział aż do końca walki. Po każdym ataku Kuff padał na ziemię. Za szóstym razem głosy widzów już się podzieliły: — Brawo Figs! — wołali jedni. — Popraw się Kuff! — krzyczeli drudzy. Za dwunastym razem Kuff nieprzytomny prawie, nie był już w stanie ani bronić się, ani działać zaczepnie, Figs przeciwnie był nie wzruszony jak kwaker. Twarz blada, oczy pełne ognia, szeroka na ustach kresa, z której krew szła obficie, dawały młodemu bohaterowi wyraz dziki i wojowniczy, przejmujący strachem nieje-