Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
70

dnego z widzów. Nie zwyciężony Kuff gotował się stawić czoło po raz trzynasty.
Gdybym miał pióro Napier’a lub Bell’a opisałbym obszerniej tę pamiętną walkę. Była to ostatnia szarża starej gwardji, a raczej miała ona kiedyś w podobny sposób się stoczyć, bo działo się to jeszcze przed bitwą, pod Waterloo. Była to kolumna Ney’a, dosięgająca kolumnę de la Haie Sainte, otoczona blaskiem dwudziestu orłów i dziesięciu tysięcy bagnetów.
Kuff zrozpaczony zdobył się nareszcie na ostatnie wysilenia, ale nieubłagana, handlująca figami lewica spadła znowu na jego nos już znacznie uszkodzony, i obdaliła ostatecznie walecznego przeciwnika na ziemię.
— Zdaje mi się że już ma dosyć — wymówił Figs, podczas gdy nieprzyjaciel leżał prawie bez życia na trawniku. Kiedy go podniesiono, po krótkiej przerwie, pan Reginald Kuff nie miał już ani słiy ani ochoty do wznowienia boju.
Cała uczniów gromada zaintonowała z takim zapałem głośne hurra na cześć i chwalę zwycięscy jak gdyby tenże był przedmiotem ogólnej sympatji od początku bitwy. Wrzawa, zamieszanie, dzikie okrzyki doszły do tego stopnia, że doktor Swishtall wybiegł na dziedziniec i zamierzał srogo skarcić Williama, kiedy Kuff przyszedłszy już do siebie i obmywając rany wystąpił naprzód i rzekł:
— To ja zawiniłem, panie dyrektorze, Figs... Dobbin nic nie winien. Ja skrzywdziłem jednego z młodszych kolegów i odebrałem za swoje.
Wspaniałomyślny ten postępek nie tylko zasłonił od