Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
6

mem turystów angielskich. Żołnierze pili w karczmach po wsiach i hojnie płacili swoje wydatki. Highlandry[1] mając kwatery po chatach flamandzkich, kołysali dzieci, gdy gospodarz i gospodyni wychodzili na sianokos. W tym ustępie wojny delikatny pendzel mógłby znaleźć nie jeden wdzięczny przedmiot do obrazu. Zdawało się że to tylko przygotowanie do świetnego, świątecznego przeglądu. Tymczasem Napoleon schroniwszy się za patem fortec, przygotowywał się także wtargnąć do tego samego kraju.

Wódz naczelny armji angielskiej, książę Wellington, potrafił natchnąć żołnierzy swoich wiarą, z jaką da się tylko porównać fanastyczny entuzjazm Francuzów dla Napoleona. Rozporządzenia jego obronne tak dobrze były pomyślane, liczne posiłki, w razie potrzeby tak znajdowały się blisko, że z wszystkich serc pierzchnęła obawa i że nasi podróżni, pomiędzy którymi znajdowało się dwoje bardzo lękliwych, podzielali zupełnie pewność i zaufanie ogółu. Pułk, w którym służył Jerzy i Dobbin miał wymaszerować do Bruges i Gandawy, a następnie do Brukseli. Joe towarzyszył damom, które tę podróż odbyły na statkach publicznych, bardzo wygodnie, a nawet zbytkownie urządzonych jak o tem wspominają starzy turyści po Flandrji. Statki te używały ogromnego rozgłosu pod względem znamienitej kuchni, rozgłosu zupełnie usprawiedliwionego, z którym się łączy następująca tradycja: Podróżny jeden Anglik przyjechawszy do Belgji z zamiarem przepędzenia jednego

  1. Szkockie pułki — górale.