stanowczą ostateczną walkę. Na dany sygnał kolumna starej gwardji wdziera się na wzgórza St. Jean żeby wyprzeć Anglików, którzy się przez cały dzień na tej pozycji utrzymali. Potężna ta kolumna rozwijając ruchome swoje kręgi po nizinie, zaczęła wdzierać się na wzgórza. Straszliwy ogień artylerji angielskiej zda wało się że jej nic nie szkodzi. Już nacierała na szczyt stoku, zajętego przez Anglików, kiedy nagle zwolniła marszu, zawahała się i zatrzymała. Anglicy odparli na pastników i zachowali pozycję, z której ich nikt nie zdołał wyprzeć.
Już żaden huk nie dochodził do Brukseli, bo się bić zaczęli o kilka mil dalej, Ciemność gęstemi mgłami okrywała miasto i pole bitwy. Amelja żarliwe modły wznosiła do nieba za ukochanego swojego Jerzego — a Jerzy leżał martwy twarzą w piasku, z głową zdruzgotaną od kuli armatniej.
Kiedy armja angielska oddala się z Belgji i zmierza ku granicom Francji, gdzie znowu ma walczyć, zapro wadzimy szanownego czytelnika do innych osób najspokojniej mieszkających sobie w Anglji a mających także rolę odegrać w ciągu niniejszej powieści.
Miss Crawley pozostawała zawsze w Brighton i nie wiele starą pannę obchodziły krwawe walki, jakie na stałym lądzie staczano. Miss Briggs ulegając wpływowi jedwabnych słówek Rebeki, nie omieszkała przeczytać najukochańszej cioci Rawdona — numeru gazety, w