Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
7

tygodnia, wsiadł na taki statek, gdzie tak mu zasmakowało jadło, że przybywszy do Gandawy, odpłynął napowrót do Bruges i znowu rozpoczął tę samą podróż. Nareszcie wynaleziono koleje żelazne. Wtedy z rozpaczy nasz podróżny utopił się w rzece, kiedy ostatni statek ostatnią odbywał żeglugę. Jos nie popadł w tę ostateczność, ale uroczystą cześć złożył obiadowi. Pani majorowa O’Dowd twierdziła że do szczęścia mu nic nie brakowało jak tylko ożenić się z jej siostrą Glorwiną. Przez cały dzień spijał piwo ostendzkie na pokładzie, gderał na służącego i dworował damom.
Odwaga jego wzniosła się do najwyższego djapazona, który głównie zawdzięczał bachusowym uciechom.
— Niech napada na nas Korsykanin! Emmy, kochana Emmy, jeśli się obawiam, to tylko o niego, mówił do siostry. — Za parę miesięcy, do stu piorunów! sprzymierzeńcy muszą wejść do Paryża i zaproszę was na objad do Palais Royal. Trzykroć sto tysięcy Rosjan! słyszałaś? wkroczy do Francji przez Moguncję i Ren — trzykroć sto tysięcy, siostrzyczko, pod dowództwem Wittgensteina i Barklaja de Tolly. Nie masz oczywiście wyobrażenia, moja droga, o strategji i taktyce. Znając się cokolwiek na niej, mam zaszczyt powiedzieć ci, że nie ma piechoty we Francji, któraby mogła dotrzymać placu piechocie rosyjskiej. Czy Korsykanim ma choć jednego jenerała tak zdolnego jak Wittgenstein? A pięćkroć sto tysięcy Austrjaków, którzy przybędą najniezawodniej. Nie upłynie dziesięciu dni, a zobaczysz jak dotrą do granicy francuzkiej, pod dowództwami Schwarzenberga i arcyksięcia Karola. A rzesztą Prusacy, ro-