Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
107

dziła próbę. Na zebraniach religijnych, których był prezesem, i zwykle miewał mowy o wstrzemięźliwości po kilka godzin trwające, nieraz wymowa zamierała mu na ustach gdy wstając posłyszał następujące uwagi słuchaczy:
— Ależ ten szanowny jegomość, to syn starego bezbożnika, sir Pitta, który właśnie teraz pije zapewne w jakiej sąsiedniej karczmie. Raz gdy miał mowę o smutnej doli króla Tombuktu i licznych jego małżonek, pogrążonych w najgłębszej pomroce bałwochwalstwa, pijak jeden zawołał w ciżbie:
— A czy to mało takich samych znajduje się w karczmie w Crawley!
Na ten wykrzyknik osłupieli słuchacze, a cały efekt mowy pana Pitt spełzł najzupełniej. Co do dwóch dziedziczek z Crawley królowej, szczęściem dla nich stary szlachcic, dzięki pośrednictwu Pitta, zdecydował się oddać je na pensję, bo poprzysiągł sobie że pod żadnym pozorem nie przyjmie żadnej guwernantki do zamku.
U rozmaitych osób, działających w tej powieści, postępowanie przybierało odcienia różne, wedle charakteru i różnicy usposobień, można było jednak dostrzedz u wszystkich tej spójni, iż wszyscy podwoili zachodowi grzeczności względem miss Crawley. Wszyscy usiłowali ją przekonać o najprawdziwszem przywiązaniu, składać dowody najserdeczniejszej czułości.
Pani Butte przysłała jej kaczek Berberyjskich, olbrzymich kalafjorów, śliczny woreczek jedwabny i patarafkę, wyhaftowaną przez jej córeczki, z prośbą, aby