Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.
109

że jej syn, dziedziczna głowa rodziny, został członkiem kilku klubów, grube pieniądze przegrał w karty u Watjersa i Kokotjera, stracił połowę spadku, obdłużył się po uszy, jeździł czwórką i mianowany został komisarzem zgromadzeń bokserów, że nadto — o! zgrozo! — wynajmował w operze lożę, gdzie się pokazywał w towarzystwie hulaków, używających najgorszej reputacji. W kółku szlachetnej wdowy wspominano zawsze o nim z pobożnym przestrachem i niezadowoleniem. Lady Emilja, o kilka lat starsza od brata, zajęła już niepoślednie położenie w gronie ludzi poważnych — jako autorka książek do nabożeństwa, hymnów duchownych i przeróżnych poezji religijnych. Była to panna umysłu dojrzałego i wytrawnego, która precz odrzuciła od siebie wszelką ziemską myśl o małżeństwie. Miłosierne jej współczucie dla murzynów starczyło zupełnie na zadowolenie żarliwej jej czułości. Przypisywano jej utwór znakomitego jednego poematu, opiewającego niedolę murzynów; prowadziła nadto najregularniejszą korespondencję z misjonarzami obu Indji. Coś napomykano o tkliwszych jej uczuciach dla jednego misjonarza, wielebnego Sylazjusza, męczennika, którego dzicy na wyspach Oceanu spokojnego najdziwaczniej napiętnowali i pomalowali podczas jednej misji.
Co do lady Jane, dla której serce pana Pitt gorzało tak czystym płomieniem, była to panienka miła i lękliwa, mało mówiąca a rumieniąca się co chwila. Mimo szaleństw swojego brata nie mogła przenieść na sobie żeby go nie kochać. Pisywała do niego od czasu do czasu i liściki cichaczem sama oddawała na pocztę. Raz na-