Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.
124

— Wszystkiemu winien obojczyk mego męża — powtarzała — gdyby się był nie złamał, nie byłabym dotychczas opuściła jej domu. Jestem męczennicą obowiązków małżeńskich, i twojego nieksiężego zamiłowania w myśliwstwie, Butte!
— W myśliwstwie! Co za nonsens! To ty przestraszyłaś ją, Barbaro, odparł filar kościoła. Jesteś zręczną kobietą, ale temperament masz djabelski, i lubisz dusić pieniądze, Barbaro!
— Byliby cię dusili w kozie, Butte, gdybym była nie dusiła pieniędzy.
— Wiem to, wiem, odparł pastor dobrodusznie. Jesteś zręczną kobietą, ale przemądrujesz czasem, jak sama przyznasz. Co rzekłszy, bogobojny mąż pocieszyła się dużą szklankę portu.
— Chciałbym też wiedzieć co u licha podobać jej się mogło w takim mazgaju jak Pitt Crawley — mówił dalej. Jest to stworzenie, które nie potrafiłoby opędzić się gęsi. Pamiętam że nieraz Rawdon, który — nie ma co mówić, jest mężczyzną, pędził go batogiem na około wszystkich stajen, a panicz z płaczem uciekał do mamy. Chacha! Każdy z moich chłopców przewróciłby go jedną ręką. Jim[1] powiada że dotychczas w Oxfordzie mazgaja tego wspominają jako „pannę“ Crawley.
— Wiesz co. Barbaro? dodała Jego wielebność po chwili.

— Co? zapytała Barbara, która na przemian gryzła paznokcie i bębniła w stół palcami.

  1. Jim, zdrobniałe: James, jak u nas np. Kubuś.