Dobbin rozpływał się z radości odwożąc do Anglji panią Jerzowę Osborne, do rodziców; pułkownikowa O’Dowd musiała opuścić ulubioną swoją kapitanowę. Każdy człowiek zacnego serca rozrzewniłby się widząc Dobbina z dziecięciem na ręku i wdzięczną matkę uśmiechającą się do malca, którego oczewiście Dobbin do chrztu trzymał. Poczciwy majorzysko znosił odtąd codzień dla chrzestnego synka rozmaite cacka: grzechotki, łyżki, dzwonki itp.
Matka myślała tylko o tem jak pielęgnować i życie poświęcić dla jedynaka — za nic pod słońcem nie powierzyłaby dziecięcia mamce, nie oddałaby go w obce ręce. Dobbinowi, jako chrzestnemu ojcu dozwalała czasem w przystępie łaskawości kołysać dziecię, które było całem jej życiem, przyszłością całą. Największem szczę ściem jej było obsypywać go pieszczotami i największą miłością obdarzać tę wątłą i niewinną istotę, którą z najżywszem uniesieniem radości własną piersią karmiła. Nieraz w nocy, na samotnem łożu swojem, doznawała uroczych tych uniesień macierzyńskich, jakie opatrzność Boska dla serc niewieścich zsyła. Uniesienie to za zbyt wzniosłe i poziome zarazem, ażeby rozum ludzki mógł je pojąć i ocenić; poświęcenia to godne tak dalece uwielbienia i przepełnione wyparciem się samego siebie, że tylko kobiety zdolne są posiadać ich tajemnice.
Wiljam Dobbin śledził serce Amelji, każde drgnięcie jego badał.
Jeżeli miłość jego dawała mu dosyć przenikliwości do zbadania jej uczuć, musiał widzieć najoczywiściej że jeszcze tam miejsca dla niego nie było; łagodna i
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.
157