nim zaryzykowali pieniądze z tak świetnym i zwycięskim przeciwnikiem.
W grze w karty również celował zręcznąścią. Często z początku partji przegrywał, nie uważał i takie błędy robił, że nowo przybyli nie mieli korzystnego wyobrażenia o jego talencie, ale kiedy się zaczął rozgrzewać i nabierając uwagi po przegranej, grać ostrożniej, naraz partja przybierała inny obrót, i przed ukończeniem pobijał zazwyczaj wszystkich przeciwników. W istocie mało znajdowało się takich coby się mogli pochwalić że od niego wygrali.
Uparte szczęście wywołało, jak to było do przewidzenia, zazdrość i pokątne szepty przegrywających. Wszakżeż i o Wellingtonie, który tyle zwycięstw odniósł, mówili Francuzi że jedynie szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i oszustwu — zawdzięczał zwycięstwo pod Waterloo. Cóż dziwnego że nieustające szczęście w karty takiego pułkownika Crawley wywołać mogło niejakie podejrzenia co do jego dobrej wiary i prawości.
W Paryżu ubiegano się wówczas szalenie za denerwującemi wzruszeniami zielonych stolików, domy gry nie wystarczały na pomieszczenie rozgorączkowanych graczy, zbierano się jeszcze w prywatnych salonach dla zadowolenia ślepej tej i gwałtownej namiętności. Na czarujących zebraniach u pułkowniua Crawley oddawano się także nieszczęsnej tej zabawie — która do rozpaczy doprowadzała czcigodną panią Crawley. Z jakiemże głębokiem zmartwieniem wspominała o upodobaniu męża w grze, jakże się skarzyła na niego przed
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.
163