Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
15

Tomasza Tufto znają jako pleciucha, zresztą peruka jenerała nic nie ma wspólnego z tą powieścią.
Nasi przyjaciele zwiedziwszy ratusz Brukselski, który pani majorowej O’Dowd wydał się znacznie mniejszy i brzydszy niż jej ojca w Glen-Malony, przechadzali się po targu kwiatów — wtem spostrzegli zbliżającego się ku nim konno oficera, za którym jechał ordynans. Zsiadłszy z konia, oficer wyszukał i nabył najpiękniejszy i największy bukiet, który kazał bardzo starannie obwinąć. Oddał go następnie ordynansowi, a sam z miną bardzo zadowoloną z siebie i sprawunku — pojechał dalej.
— Chciałabym żebyście mogli widzieć kwiaty u nas w Glen Malony — wtrąciła mimochodem pani O’Dowd. Papa mój trzyma trzech ogrodników i dziewięciu ogrodniczków. Cały morg jeden zajmują oranżerje, a ananasy tak są u nas pospolite jak latem gruszki w Londynie. Grona winne ważą u nas po sześć funtów, i sumieniem a honorem wam zaręczam że mamy magnolje wielkości talerzy a nawet kotłów.
Dobbin, który nigdy nie smakował w gawędkach pociesznych pani O’Dowd, tym razem jednak obawiając się żeby nie parsknął śmiechem, oddalił się od towarzystwa i pozostawszy w przyzwoitej odległości, zaczął się śmiać do rozpuku ku wielkiemu zdziwieniu przechodniów.
— Gdzież się podział nasz dryblasisko kapitan? zawołała pani O’Dowd, oglądając się naokoło. Czy mu znowu z nosa krew idzie? Jeśli mu tak ciągle, jak powiada, idzie krew z nosa, to mu wreszcie w nosisku