Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
189

łóżka, jakby przyczepioną do sufitu. Biedna zaniedbana dziecina! Wyraz matka, jak wyraz Bóg, drży na ustach i w serduszkach niewinnych tych istot, a on w tym wyrazie czuł tylko zimny i nieczuły marmur.
Rawdon Crawley, chociaż nie był pod żadnym względem wyższym człowiekiem, miał jednak serce, przejęte gorącem przywiązaniem do żony i syna, któ rego namiętnie kochał. Rebeka spostrzegłszy to, nic nigdy mężowi o tem nie wspomniała, skądże by mogła mieć za to urazę — ona tak dobra istota — tylko tem bardziej pogardzała mężem. Pułkownik rumienił się nieraz przed żoną za tę ojcowską czułość i taił o ile zdołał, za to znajdując się sam na sam z synkiem, oddawał się bez przymusu wszystkim uniesieniom serdecznym.
Zazwyczaj chodził z nim z rana do stajni, lub udawał się na przechadzkę do parku. Młody lord Southdown, doskonały chłopiec, którego gdyby kto poprosił, kapelusz zdjąłby swój na ulicy i darował, i który na tym świecie głównie był zajęty kupowaniem i rozdarowywaniem rozmaitych drobiazgów — darował Rawdonkowi malutkiego kucyka. Na tym to rumaczku minjaturowym malec kłusował po parku; ojciec mu zawsze towarzyszył.
Pułkownik lubił czasem odwiedzić dawnych kolegów wojskowych w koszarach i nieraz żałował kawalerskiego życia. Starzy żołnierze chętnie zawsze witali byłego oficera i huśtali na ręku pułkownikowica. Prawdziwe to święto było dla Crawleya kiedy objadował z kolegami w koszarach.