Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.
220

zielska i chwasty, od dawna ręką ludzką nietknięte; wszystkie okiennice stały się igraszką wiatru i stukały mocno o ściany całego domu. Po wielu rozpaczliwych targaniach dzwonka, zaledwie brama wjazdowa otworzyła się nakoniec przed gośćmi, którzy mogli dojrzeć na wschodach coś nakształt damy ze wstążkami, w chwili właśnie kiedy Horrocks wprowadzał przyszłego dziedzica Crawley i jego małżonkę do dawnej przodków siedziby. Goście nasi z każdym krokiem prawie czuli coraz większe zaduszenie z braku powietrza i silnego tytoniowego zapachu. Horroka, nadmieniwszy nawiasem że pan jest cierpiący na ciężki ból w krzyżach, wprowadził gości do pokoju, zwanego gabine tem pana Pitt’a. Okna gabinetu wychodziły na dziedziniec; otworzywszy jedno z nich, wołał donośnym głosem na stangreta i do służącego swego syna, zabierających się do znoszenia rzeczy:
— Nie ruszać tych tłumoków! — krzyczał wskazując końcem cybucha, który trzymał w ręku. — Cóż to, nie widzicie, osły, że to tylko krótka wizyta? O! jakże ten koń ma nogę skaleczoną! Zaprowadźcie go do oberży „pod Koroną,“ tam mu zrobią nacieranie. — Potem zwracając głos do gości:
— No, i jakże tam się miewasz, mój kochany Pitt? He! he! chcesz się dowiedzieć czy stare kości ojca jeszcze się nie rozsypały, nieprawdaż? A to moja synowa? Jak się masz, moje dziecko? Widzę że twarzyczka twoja świeżej trochę wygląda jak pergaminowe policzki twojej szanownej matki. Chodźże, uściskaj starego Pitt’a jak wzorowa i kochająca synowa.