Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.
229

— Moja kochana — zaczął nowomianowany urzędnik — winienem zrobić tu uwagę że...
— Czy tu nie ma kajdanków — przerwała mistress Butte stukając nogami — Wiem że tu były kiedyś kajdanki. Gdzież jest ohydny ojciec tej nędznicy?
— On sam mi to wszystko darował — wołała ciągle biedna Betsy — nie prawdaż, Estero? O! tak!... sir Pitt sam, nie prawdaż?... Sam mi dał — wiesz dobrze... na drugi dzień po jarmarku w Mudbury. Zresztą na co mnie to wszystko się przyda, zabierajcie wszystko jeżeli nie wierzycie że to moje; och! co jabym z tem robiła!
To mówiąc nieszczęśliwa Betsy wyjęła z kieszeni parę ogromnych klamer od trzewików; ten sprzęt błyszczący najwięcej z wszystkich rzeczy, znajdujących się w wiadomej szufladce, zapalił w Betsy żądzę posiadania.
— Na miłość Boga! Betsy, jakże można tak zmyślać? — rzekła niby z oburzeniem Estera. — Czyż godzi się oszukiwać taką dobrą panią, jak pani Crawley, i taką czcigodną osobę, jak szalony pan pastor!
— O! pani łaskawa może przeszukać w moich kieszeniach, nic nie mam tylko moje klucze, proszę pani, bo ja jestem uczciwa, choć biedna, widzi pani, moi rodzice żyją z pracy rąk. Bodajby moja noga nigdy nie powstała w kościele, jeżeli u mnie się znajdzie kawałeczek koronki tylko, albo skrawek jakiej jedwabnej materji, choćby na obwinięcie palca!
— Gdzie są twoje klucze? zatwardziała grzesznico! godna potępienia! — wołała cnotliwa kobiecina, zawsze na wpół zakryta kapturem.