Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.
235

wała zupełna zmiana: uśmiechnięta przedtem twarz Estery przybierała wyraz dzikiej surowości, uprzejma słodycz w obejściu i troskliwość ustępowały miejsca gwałtownym ruchom i wykrzyknikom: „Milcz, stary głupcze!“ wołała grożąc starcowi zaciśniętą pięścią; potem nie zważając na jego jęki, odsuwała gwałtownie fotel od kominka, który był jedyną jego rozrywką. Oto czem były uwieńczone siedmdziesiąt lat kłamstwa, opilstwa, egoizmu i rozpusty: dziś pozostał tylko płaczliwy i w stanie idjotyzmu starzec, którego potrzeba było nakarmić, do łóżka ułożyć i jak dziecka pilnować!
Sama natura przyszła z pomocą Esterze żeby ją od tych ciężkich obowiązków ostatecznie uwolnić. Jednego poranku, kiedy sir Pitt przeglądał w swoim gabinecie raporta, podane mu przez rządcę, zastukano do drzwi.
W tejże chwili ukazała się na progu Estera, kłaniając się niezgrabnie i zaczęła jąkać: Przepraszam pana... pan umarł... dziś rano... proszę pana... gotowałam rumianek... i kaszkę na wodzie... jak zawsze, proszę pana... o szóstej z rana, proszę pana... i słyszałam tylko jakby pan westchnął, proszę pana... i już...
To powiedziawszy ukłoniła się znowu. Zawsze blada twarz Pitt’a pokryła się rumieńcem. Czy to dla tego że się uczuł panem Crawleja, posiadającym miejsce w parlamencie? Czy też może wyobraźnia przedstawiła mu przyszłość brzemienną zaszczytami i dostojeństwy?
— Nic mi teraz nie przeszkadza — pomyślał sobie — popłacić długi obciążające moje dobra.
Sir Pitt byłby już dawno obliczył co było korzy-