Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.
241

ciebie nie widziałam wcale. Wszystko to ma być na jutro, bo jedziemy we czwartek.
Ale ja sądzę że nie myślisz tam jechać? powiedział Rawdon zdziwiony.
— Przeciwnie, bardzo się mylisz, bo właśnie mam ten zamiar, odpowiedziała Becky. Mam nadzieję nawet że na rok przyszły lady Joanna przedstawi mnie u dworu, a brat twój otworzy ci drzwi do parlamentu. Czy zawsze będziesz tak krótkowidzącym, mój miły gapiu? Lord Steyne będzie miał głos twój i twego brata; ty zaś zostaniesz sekretarzem wicekróla Irlandji, rządcą Indji, podskarbim, konsulem, zresztą nie wiem czem.
— Tymczasem nim to nastąpi, poczta będzie nas kosztować nie wiem ile pieniędzy, mruczał Rawdon nieukontentowany.
— Pojedziemy w powozie Southdown’a, który — jako członek rodziny — musi być na pogrzebie. Ale na co lepiej, czy nie możemy wziąć dyliżansu? To będzie skromniej, a tem samem przyzwoiciej.
— A mały czy także z nami pojedzie? zapytał puł kownik.
— A to po co? Chyba dla tego tylko żeby jedno miejsce więcej zapłacić; jest już nadto duży żeby go w drodze na kolanach trzymać. Tu go zostawimy; Brigs przez ten czas uszyje mu czarną bluzę. Idź prędzej i pokaż o ile umiesz być posłusznym. Przechodząc powiesz Sparks’owi że stary Pitt umarł, i że się tobie znaczny spadek dostanie jak się interesa uregulują. On to niezawodnie powtórzy Raggles’owi, który nam