Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
258

dzina zebrana była w salonie, Becky grała utwory Haendl’a lub Hajdena, albo zajęta była robotą. Ktoby ją tu po raz pierwszy zobaczył, byłby przekonany że ta kobieta nie znała nigdy innego trybu życia i że w ten sposób całe życie przepędzić pragnie; a któżby odgadnąć potrafił że po za obrębem tej spokojnej rezydencji czekają ją troski, kłopoty, intrygi, niedostatek wybiegi i wierzyciele?
— Nie zbyt to trudno — myślała sobie Rebeka — być wielką panią w wielkim dworze; mogłabym doskonale podjąć się tej roli, gdyby mi zapewniono tylko pięć tysięcy funtów szterlingów dochodu. Zobaczyć co robią dzieci, policzyć morele na drzewach, to mi się nie wydaje uciążliwem; mogłabym nawet pozdejmować suche liście z geranji i innych wazonowych roślin, zapytać tę i ową starą babkę o stan jej reumatyzmu, kazać żeby ubogim rozdawano buljony i t. p., pełniłabym chętnie to rzemiosło mając pięć tysięcy funtów rocznie. Potrafiłabym tak jak każda z tych pań ubrać się według przeszłorocznej mody, pojechać wygodnym powozem na proszony objad w sąsiedztwo, pokazać się dobrze w kościele, rozsiadając się we własnej ławce, albo zakrywszy twarz woalem, zagłębiona w ciemnej części stalli, nauczyłabym się spać, tak żeby nikt tego nie spostrzegł. Wszystko to nabywa się wprawą i przyzwyczajeniem. Zresztą ci, co mają pieniądze, mogą płacić długi, zadzierać nosa i z góry patrzeć na tych co nie mają złamanego szeląga. Zdaje się im, że są nader wspaniałomyślni kiedy dają pompatycznie nędzny papierek na zabawkę dla naszego dziecka; a ponieważ